Pamiętacie jak Ania Shirley wymyślała nazwy? Królową Śniegu była czereśnia za oknem. Która romantyczna dusza nie marzyła, by jak Ania mieszkać na Zielonym Wzgórzu i tam pisać swoje powieści? Zaczyna się od marzeń. One mają stwórczą moc. Czasami uważajmy o czym marzymy, nasz mózg programuje osiągnięcie celu.
Zielone Wzgórze
Siedziałam kiedyś na wielkim czereśniowym drzewie i zrywałam piękne, dojrzałe owoce. Były doskonale pyszne. Dodam, że był to sad. Miałam wtedy lat naście i pomyślałam sobie: „Och, żeby mieć takie jedno drzewo dla siebie.” Dziwne, może trochę, ale stało się tak, że doglądam teraz tych wszystkich drzew razem z moim mężem. Oczywiście w dzieciństwie będąc fascynatką całej serii o Ani Shirley, marzyłam o białym drewnianym parkanie i domku położonym w malowniczym miejscu wśród zieleni. Przypadkiem tak się stało, jest nawet zielone wzgórze i staw z łódką.
Tam chodzę na spacery z moją małą Pszczółką, siadam na ławce albo i na trawie i nasłuchuję, jak bije serce przyrody, przyglądam się tafli wody, jak delikatnie porusza się na wietrze, jak odbija się w niej słońce i niezmiennie – życie. Wyciszam się.
Znowu dziwne, bo i ogień i woda dają ukojenie. Ogień w kominku ogrzewa nie tylko ciało, dodaje otuchy, otula, tak jak moja własna rodzina. Są chłopcy. Do nowego domu brakowało Pszczółki, jeden pokój był pusty. Teraz są wszyscy.
Wymarzona praca
Myśląc o swojej wymarzonej pracy, a był to okres, kiedy o pracę było trudno – postawiłam dwa wymagania, mianowicie ma być ciepło i żebym mogła się ładnie ubrać. Teraz wiem, jaki był błąd- nie pomyślałam o …zarobkach. Na tyle lubię tę pracę,że jej nie rzuciłam, ale budżet z jakim zostaję ogranicza wolność.
Za płotem
Pomyślałam kiedyś, zmęczona podróżami pociągiem i rozłąką z chłopakiem, dlaczego nie mogę mieć chłopaka zza płotu, tylko tułam się gdzieś po Polsce. Tak się stało. Płot był ulicę dalej, ale dotąd nigdy się nie znaliśmy, a nawet mieszkaliśmy przez kilka lat w innych miastach. Ale co Bóg naznaczy, to i na drodze rozkraczy. Tak było tutaj. Nie wiem ilu ludzi poznało się białą zimą na gołym polu, ale stało się.
Może zatem, kiedy marzę o podróżach, nadejdzie moment i travel w mojej domenie będzie samospełniającą się przepowiednią? Byłam w kilku krajach, lecz nigdy nie leciałam samolotem, nawet do Anglii. Naprawdę, to nic, że istnieje Ryanair. Mój mąż jest nielotem i wizja spadającego tupolewa kazała mu więzić mnie jak już, to w autokarze. Było to dawno. Zielone Wzgórze piękne jak w powieści Lucy Maud Montgormery, ale zbiory latem wykluczają wakacje. Marzenia zdechły. Nie oderwałam się od ziemi, a teraz Pszczółka.
Trzeba mieć marzenia, nie musi być to od razu Mont Everest. Życie tylko chlebem powszednim i zmartwieniami, przytłacza. Większość jednak tak żyje. Bardzo cenię ludzi, którzy są wierni sobie i do swoich marzeń wytrwale, mimo przeszkód dążą. Jak to jest z tymi marzeniami – przypadek, czy raczej praca i jakiś deadline? Jak jest u Was?
Letnie zbiory sprawiają, że wyjazdy łapie się w spontanie pod hasłem: wyjazd za 2 dni teraz tylko znaleźć kwaterę 😉 znam to z autopsji, ale się zazwyczaj udaje 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba