– Nie mów uhm – mówiłam ci już wczoraj, pamiętasz?

– Uhm…( no, nie znowu).
– Powiedziałaś znowu uhm, kto cię tego nauczył?! – skarży się uroczo moja dwulatka. Odkryłam przy niej, że mam niewybaczalny nawyk mówienia uhm. „No chodź, myślałam, że jeszcze porozmawiamy „- ciągnie mnie za ręce. „No chodź, będziemy się dalej przyjaźnić”- nalega, kiedy odchodzę od zabawy. Moja mała przyjacióła…

Szczególnie w tym tygodniu spędziłyśmy razem dużo czasu. Karmiłyśmy nad stawem kaczkę i jej „koleżankę”, jak określiła ją Hela. Była przekonana, że to nie przyjaciółka, tylko właśnie koleżanka.
Moja mała, rezolutna i kulturalna dziewczynka. – Proszę, to dla ciebie. – Mamusiu, mogę?- Dziękuję. Po kąpieli, kiedy przeczytamy wierszyki i książeczki, prosi: „Daj mi rączkę”. – Nie, chcę zimną (to znaczy odkrytą). I zagarnia mnie całą do siebie. Wczoraj Mikołaj ulepił z ciastoliny śmiesznego, wesołego ludzika, na to ona:
„O , jaki szczęśliwy”. Potrafi też bardzo rzeczowo i konkretnie odpowiedzieć, nie tracąc rezonu.
– Jak pani ma na imię?
– Helenka.
-A jak się pani nazywa?
– Pani Wieloch.

Dziecko radosne, energiczne, rozśpiewane z delikatną naturą, a jednocześnie konkretnym charakterem. I wreszcie zachowała się nasza dama nieobyczajnie, szukając braciszka: – Gdzie on jest? Nie chce się ze mną, gówniarz bawić!”.
Uwielbiam dwulatki i dwulatków. Dzieciaki są wtedy przeurocze. Wyglądają jak aniołki, słodziutko o coś proszą , tulą się jak kociaki i opowiadają śmiesznostki, tudzież coś im się wymsknie…
Nie można im się oprzeć!